5

Ałtaj, wiadomo, broni się sam. Tyle gór, powietrza, pachnące łąki, tajga, konie, czasem owce i tylko trochę ludzi. Cudownych, tylu ilu trzeba. Bez nich by tak nie było, w moim wypadku w ogóle by nie było Ałtaju. Lokalni przewodnicy, trafieni-wybrani idealnie przez Andrzeja. Ale i sam Andrzej, po prostu trafiony-zatopiony (w Ałtaju:) Jest czujny, uważny, w gorszych chwilach (np. kontuzja kolana) czułam wsparcie i opiekę. Wiedział zawsze, kiedy i kto go potrzebuje, potrafił okiełznać wyjątkowo różne charakterki – po paru dniach sprawił, że towarzystwo okazało się świetnie dobrane! Do tej pory zachodzę w głowę, jak to wyszamanił:) I całe szczęście, bo tu nie przelewki – góry, rzeki, łatanie pontonu, konie, bolące tyłki, itd. Jak dotąd moja najlepsza wyprawa – dzięki Andrzej!:)